Niestety ostatnie miesiące nie sprzyjały rozpoczęciu remontu. Najpierw pochłonęło nas sto piędziesiąt spraw, a potem uznaliśmy, że zbyt mało zostało do Świąt Bożego Narodzenia by rozkopywać na całego (o zgrozo!) kuchnię. Przyszedł Nowy Rok, a i ostre postanowienie poprawy :)
Coraz mocniej myślimy, planujemy, mierzymy, szacujemy, liczymy. Na pierwszy ogień: kuchnia i przedpokój, a w międzyczasie jeszcze poniemieckie framugi i drzwi. Wymarzyłam sobie oczyścić je do surowego drewna, co przy frezowanych drzwiach w ilości czterech par oraz czterech futryn, w tym dwóch szerokich i przy ilości warstw farby na nich sięgających ponad 10 warstw będzie wymagało od nas nie lada cierpliwości i wytrwałości...
No ale wszem i wobec ogłaszam, że akcja pod tytułem "Odnawianie framug i drzwi" rozpoczęta!
Wczoraj zaprzyjaźniałam się ze szpachelką, a J. ruszył do boju ze szlifierką (sobie prezent oryginalny i kobiecy kupiłam - a co!) i naszym oczom ukazał się bardzo zachęcający widok...
Drewno ma piękny ciepły odcień i ciekawe słoje. Znalazłam dwie dziurki po kornikach, więc docelowo czeka nas jeszcze odtruwanie drewna.
Dziś zrobiliśmy wyprawę do sklepu w poszukiwaniu rozpuszczalnika do usuwania starych warstw farb i innych akcesoriów, bo oprócz powierzchni płaskich framugi są pięknie wyfrezowane, pełne rowków i nierówności... Testujemy! Trzymać kciuki proszę!