Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Julio Cortázar
Małgorzata Starosta
Aleksandra Muraszka
Charles Dickens
Laura Green
Katarzyna Berenika Miszczuk
Maria Paszyńska
Anthony Ryan
Charles Casillo
Weronika Kostyrko
Zboczenia są różne - wiadomo. Ważne, by swoimi upodobaniami nie szkodzić innym. Teraz uwaga! Przyznaję się do swojego zboczenia: po pracy uwielbiam czytać o… pracy.
Oczywiście zawsze może być gorzej, więc umówmy się, że czytanie o pracy nie należy do jakichś strasznych form spędzania wolnego czasu. Tym bardziej że praca jest w jakiś sposób fascynująca – wystarczy pomyśleć, ile czasu dzień w dzień w niej spędzamy. Albo – nierzadko niczym w jakiejś toksycznej relacji – wciąż o niej myślimy, choć rozstaliśmy się z miejscem pracy parę godzin wcześniej. No a teraz? W pandemii? Ten czas w pracy/niepracy to z socjologicznego punktu widzenia istna żyła złota dla badaczy. Wszak niejeden z nas wpuścił robotę do domu. Nie myślcie, że jak się już antykoronawirusowo poszczepimy, to ona tak łatwo z tego domu wyjdzie… Być może za rogiem czekają nas całkiem ciekawe popularnonaukowe lektury o zjawisku pracy, która się zadomowiła czy też udomowionej pracy… Jak zwał, tak zwał, wszyscy wiemy, o co chodzi.
No ale żeby nie było jakoś smutno, i że ta praca zawsze i wszędzie, że dominuje w naszym życiu (choć jednak często tak), że… to jednak mamy 1 maja, Święto Pracy, którego to absolutnie nie polecam uczcić pracą, a jedynie – jeśli już – o pracy ciekawą lekturą. Zamiast pochodów, parówek, czy z trudem zdobywanych na kiermaszach książek (kto to jeszcze pamięta?).
Na Święto Pracy dla wszystkich pracujących przygotowałam więc zestawienie kilku książek wokół pracy. Nie są to lektury z gatunku poradników, dzięki którym dowiecie się, jak zmniejszać stres w robocie albo jak poradzić sobie z szefem wariatem. Ale – żeby nie było wątpliwości – nie umniejszam przydatności tego typu poradników. Gdyby nie one, któż z nas wiedziałby, jak zarządzać sobą w czasie albo, że jeśli już planować, to maksymalnie 60 proc. dnia, bo pozostałe 40 proc. to będą „wrzutki”, a to od szefa (niekoniecznie wariata), a to od kolegów i koleżanek z zespołu itd., itp.
Tak więc polecam nie poradniki, ale lekturę, która może nie podpowie prostych rozwiązań, za to nieraz zmusi nas do refleksji o czasie i miejscu, w jakim my sami jesteśmy w swojej codziennej robocie. W moim zestawieniu książek jest pięć, choć właściwie nie do końca, bo jakoś ciężko było mi przy tej piątce hamować (kolejność tytułów w zestawieniu jest całkowicie przypadkowa).
Jessica Bruder, „Nomadland”
Zacznę od mocnego akcentu – książki „Nomadland”, na której podstawie nakręcono film nagrodzony niedawno Oscarem. Jessica Bruder wykonała kawał świetnej reporterskiej roboty. Spędziła mnóstwo czasu ze współczesnymi nomadami, którzy w USA żyją na co dzień w kamperach, przemierzając ten wielki kraj w poszukiwaniu pracy. A jakby tego było mało, autorka sama pewnego dnia mówi „sprawdzam”, kupuje kamper i rusza w drogę, za pracą.
To fantastyczna książka, najlepsza próbka amerykańskich reportaży. Nie tylko zaglądamy tu do wnętrza domu na kołach, nie tylko widzimy przedświąteczną harówkę (bo pracą nie sposób to nazwać) w magazynach Amazona, czy robotę przy sprzątaniu kempingów podczas letnich wakacji. Bruder pokazuje nam także zloty współczesnych nomadów, z których potrafią żyć całe miasteczka w interiorze, opisuje miasteczka w Meksyku, które z kolei żyją z nomadów z USA, których na leczenie zębów stać tylko u południowych sąsiadów. Autorka towarzyszy swoim bohaterom podczas chwil wytchnienia, gdy nie mogą znaleźć lekarza, gdy mają kłopoty z forsą albo pracą.
Bo choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to lektura o nowym stylu życia, o ludziach, którzy wolą być wagabundami niezwiązanymi stale rosnącym czynszem z konkretnym miejscem, to tak naprawdę „Nomadland” traktuje o innym zjawisku. Bruder pokazuje nam, jak bardzo i jak długo kryzys ekonomiczny 2008 roku odbija się czkawką na społeczeństwie Stanów Zjednoczonych. Pokazuje totalną porażkę systemu zdrowia, opieki społecznej i emerytur w USA. Dla przeciętnego Europejczyka to, co dzieje się w Stanach, gdy człowiek traci pracę lub przechodzi na emeryturę (która – ups! - właśnie się posypała, bo był kryzys i fundusz, gdzie odkładałeś kasę, właśnie padł; w dodatku wcale nie tak spektakularnie, gdyż tego samego dnia padło ich jeszcze kilka)… Tak więc dla przeciętnego Europejczyka to jest naprawdę totalnie inny, niewyobrażalny wręcz świat.
A jednak współcześni nomadzi sobie radzą (ech! ten mit zaradności w USA wciąż ma się dobrze), dzień w dzień, noc w noc. W kamperach żyje dziś w Stanach Zjednoczonych mnóstwo ludzi. I to tu muszą wracać do siebie i szukać nieco spokoju po każdym wyczerpującym dniu w pracy, której – nie oszukujmy się – inni nie chcieli. Tymczasem np. Amazon ma do zaoferowania swoim camper force (tak! światowy gigant tak właśnie tych pracowników nazywa) specjalną gazetkę, w której zaleca, jak odnaleźć się w nowym środowisku pracy i jakie mięśnie wcześniej wyćwiczyć, by w magazynie nie paść na twarz (to oczywiście jest sformułowane o wiele mniej obrazowo i bardziej dyplomatycznie).Jak to możliwe, że obywatele najbogatszego państwa świata pracują w takich warunkach? – nie sposób pozbyć się tej myśli podczas lektury „Nomadland”.
Barbara Ehrenreich, „Za grosze. Pracować i (nie) przeżyć”
To samo pytanie dosłownie drąży mózg, gdy sięgnie się po napisaną ok. 20 lat wcześniej książkę Barbary Ehrenreich „Za grosze. Pracować i (nie) przeżyć”. Dziennikarka z Nowego Jorku wyrusza w podróż po kraju, by na własnej skórze sprawdzić ówczesne najgorsze możliwe zawody – kelnerowanie czy pracę w Wal-Marcie. Chwilami jest tu i śmieszno, i straszno, nieraz widzimy, jak autorka sama pada z nóg. Ta podróż jest tym bardziej przejmująca, że wszystko odbywa się na przełomie XX i XXI wieku, gdy USA wcale nie są w kryzysie. Gdy więc to, jak traktuje się pracownika, nie może mieć ani punktu wyjścia, ani jakiegokolwiek usprawiedliwienia w tąpnięciu ekonomicznym. Może więc po prostu jest immanentną cechą amerykańskiego sukcesu gospodarczego? I może, gdy patrzeć na ten sukces od tej strony, jest on jednak o wiele mniej wart, niż wielu z nas wydaje się to na pierwszy rzut oka?
Książka Ehrenreich była blisko 20 lat temu odkryciem (w USA ukazała się w 2001 roku, w Polsce – pięć lat później). To ona zainspirowała cały szereg filmów dokumentalnych, w których zobaczyć możemy amerykańską biedotę – młode samotne matki, mieszkające w motelach, z dziećmi jedzącymi śmieciowe żarcie, bo skąd wziąć pieniądze na pełnowartościowe posiłki. Te matki zresztą absolutnie nie mają czasu, by w ogóle próbować wychowywać swoje dzieci czy choćby o tym wychowaniu pomyśleć. A wspólne spędzanie wolnego czasu? Hallo! Spędzanie czego?! Niemal w każdym z tych dokumentów widzimy, jak z jednej pracy dosłownie pędzi się do drugiej; właściwie w biegu, na ulicy trzeba zmienić jeden uniform na drugi. Nie pytajcie, kiedy znaleźć czas na wypranie i wysuszenie pracowego mundurka. Nie znajdziecie odpowiedzi.
Ehrenreich pisze o tych ludziach, którzy wciąż jeszcze – w przeciwieństwie do bohaterów Bruder – upierają się, że muszą mieć gdzie mieszkać. To opłaty za mieszkanie zżerają ich z trudem wypracowywane budżety. Swoją książką niejednemu otworzyła oczy, by pokazać, jak pracuje się za grosze, na skraju totalnego ubóstwa.
Dan Lyons, „Fakap. Czyli moja przygoda z korpoświatem”
Gdybyśmy przerzucili się z tego świata bieda-prac maksymalnie daleko, jak tylko się da, to… Tak! Niech to będzie świat korporacji. A jeszcze lepiej – niech to będzie korpo z Doliny Krzemowej, start-up przecudnej urody, gdzie jest wspanialej niż u Disney’a, cukierkowo, kolorowo, no permanentna zabawa, a nie robota właściwie. Z takiego Google’a czy Facebooka to właściwie żal wychodzić z pracy do domu. Stołówki takie, że nie brak nawet napojów z nasionami chia, od bogactwa owoców i zdrowej żywności można dostać oczopląsu, a jak już oczy się zmęczą (nie mówiąc o układzie pokarmowym), to zawsze można odpocząć w hamaku albo na innej wspaniałej dizajnerskiej kanapie.
Czy w tym świecie praca dzieje się sama? I tak, i nie. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że start-upowe korporacje (a co za tym idzie – ich pracownicy) w znacznym stopniu zależą od jednego świetnego pomysłu, którego nie miał nikt wcześniej. Potem już wszystko kręci się samo, a największym kłopotem młodych najczęściej nie tylko stażem, ale i wiekiem pracowników pozostaje to, żeby wytłumaczyć rodzicom, czym się właściwie zajmują.Brzmi jak żart? Niedobrze. Bo to wszystko prawda. Influenser czy jutuber to dla wielu młodych zawody, które chcieliby wykonywać; to prace kojarzące się z pieniędzmi, które przychodzą lekko, łatwo i przyjemnie. Podobnie jest z branżą IT. Ale to też zajęcia, które nie każdemu dane będzie wykonywać.
Dan Lyons ma ok. 50 lat i w tym wieku – raczej ojca niż młodzieniaszka – zatrudnia się w jednej ze start-upowych gwiazd Doliny Krzemowej. Swoje obserwacje, zaskoczenia, zdumienia – wszystko to zawarł w książce „Fakap”. A nawet więcej; nie brak tu bowiem dystansu i refleksji o tym, jak wygląda od środka świat start-upowego pracownika, jak bardzo branża IT przesiąknięta jest ageizmem (dyskryminacją ze względu na wiek), jak nie zawsze po drodze jej z kobietami.
Chwilami jest na stronach „Fakapu” diabelnie śmiesznie (nic dziwnego, że potem Dan Lyons został jednym ze scenarzystów serialu HBO „Dolina Krzemowa”), chwilami jednak przerażająco ponuro. Istotę tego, jak młoda i prężna branża IT traktuje pracowników, świetnie oddaje tytuł jednego z rozdziałów „Fakapu” – „Era nowej pracy: pracownicy to przedmioty jednorazowego użytku”.
Frederic Laloux, „Pracować inaczej”
Żeby jednak nie wylewać tylko pomyj na branżę IT czy to, jak młodzi urządzają świat pracy, warto przeczytać książkę „Pracować inaczej” Frederica Laloux. Rzecz jest – w skrócie – o turkusowych firmach.
Jeśli komuś świat turkusu jest jeszcze nieco obcy, to nie będę już tu rysować całej spirali dynamicznej rozwoju ludzkich dziejów i różnych naszych form organizacji. Napiszę jedynie, że część firm, organizacji, pojedynczych osób weszła już na poziom turkusu – holistyczny, dbający bardziej o świat wokół niż o nasze doczesne dobra, jednocześnie mający zdolność do fenomenalnej samoorganizacji i samodyscypliny. Efekt? Firmy, w których sami określamy, kiedy chcemy mieć wolne, z kim chcemy współpracować, każdy wie, ile kto zarabia, zaś o ewentualnych zwolnieniach czy podziale zysków decydujemy wszyscy razem, a nie szefowie siedzący na samym szczycie. Pukacie się teraz w głowę? Że nierealne, absolutnie nie do zrealizowania w pracy? Też tak myślałam, ale podstawą każdej turkusowej firmy są zaufanie i współorganizacja oraz oddanie pracownikom jak najwięcej odpowiedzialności (ludzie naprawdę dzięki temu przestają się czuć i postrzegać samych siebie jak trybiki w machinie). I, co ciekawe, świetnie w tym świecie odnajduje się właśnie branża IT i młodzi ludzie, choć nie tylko.
Frederic Laloux w poszukiwaniu turkusowych firm przemierzył cały świat, a w książce „Pracować inaczej” przytacza liczne historie takich miejsc pracy. Choćby najsłynniejszej chyba w skali globalnej turkusowej firmy Patagonia (tak, to ta od turystycznego ekwipunku z wyższej półki) czy samo organizujących się opiekunek socjalnych w jednym z holenderskich miast. Jeśli ktoś nadal puka się w czoło z myślą, że ok, niech już będzie ten turkus, ale jednak nie w Polsce, naprawdę nie żartujmy, to – już całkiem poważnie – spieszę z informacją, że i w naszym kraju są firmy organizujące się w turkusie, a co za tym idzie: z dużym realnym zaufaniem do każdego pracownika. I choć Laloux o firmach z Polski nie pisze, to jeśli temat nas wciągnie, na pewno znajdziemy w sieci historię turkusu w PKS w Gdyni. Polecam.Ale żeby nie było, że turkus to lekarstwo na wszystko, a każda tak zorganizowana firma będzie rajem dla pracowników, musimy sobie uczciwie powiedzieć, że są firmy, które na tę ścieżkę próbowały wejść już kilka razy, niestety bez powodzenia. Jedną z nich jest np. Decathlon. Podobnie jest z pracownikami – nie każdy odnajdzie się w sytuacji, gdy ma więcej odpowiedzialności w pracy, gdy sam może bardziej na siebie w tej pracy wpływać. Bo nie każdy z nas potrafi – jak w tytule książki Laloux – „Pracować inaczej”.
David Graeber, „Praca bez sensu. Teoria”
Last but not least – „Praca bez sensu” Davida Graebera. Teraz będę do bólu szczera – zostawiłam tę pozycję na sam koniec zestawienia, by napisać wprost: jeśli macie w życiu przeczytać tylko jedną książkę o pracy, to błagam: niech to będzie ta! I nie pozwólcie się zwieść słowu „teoria” w tytule, co na odległość pachnie od razu pozycją naukową. Nawet jeśli antropolog prof. David Graeber napisał książkę naukową, to zrobił to ze swadą typową dla anglosaskich naukowców i badaczy. Czyta się to wyśmienicie, zwłaszcza że u podstaw całego wywodu autora leży proste na pozór, lecz głębiej wcale niełatwe pytanie: „czy twoja praca daje światu coś sensownego?”
Graeber przygląda się w swojej książce całej masie bezsensownych prac, o których – w wersji anglojęzycznej – pisze wprost „bullshit jobs”. Czym jest „gównowarta” praca? Nie, to wcale nie praca śmieciarza! Ta może być nieprzyjemna, niefajna, niedająca prestiżu, ale – do diaska! – ma głęboki sens, a jeśli wątpicie, to pomyślcie, co by było, gdyby śmieciarze w Waszym mieście zastrajkowali. Za to praca niejednego bankowca, menedżera średniego szczebla czy asystentki nierzadko może być totalnie bezsensownym zajęciem. Bo bankowiec wie, że nieraz wciska klientom produkty, których wcale nie potrzebują; menedżer może siedzieć pół dnia za biurkiem, nie wiedząc, po co w ogóle pracuje; a asystentka czuje się jak trybik w machinie, pracujący na sukces szefa.
Bezsensownych prac można by wyliczać mnóstwo. Gdy Graeber zrobił badania w krajach Europy Zachodniej, okazało się, że w Wielkiej Brytanii czy Holandii dobrze ponad jedna trzecia pytanych uznała, że za istnieniem ich pracy nic nie przemawia. Jak to możliwe? – zastanawia się autor. I jako przyczynę zjawiska „bullshit jobs” wskazuje stosunki społeczno-gospodarcze, które zawładnęły światem po II wojnie światowej.
Ale poza tą arcyciekawą perspektywą makro, Graeber wskazuje nam także perspektywę mikro, pokazując, jak ważne jest dla poszczególnych jednostek, by to, co zawodowo robimy, miało sens. W przeciwnym wypadku nierzadko czyhają na nas choroby psychosomatyczne, wypalenie zawodowe, depresja – wszystkie te demony XX wieku, jakie tylko przyjdą Wam do głowy. Nic dziwnego, że coraz częściej zdarzają się też przypadki rezygnacji z nawet świetnie płatnej posady właśnie dlatego, że sami postrzegamy nasze zajęcie jako całkowicie pozbawione sensu. Ludzie nieraz wolą prace mniej płatne i bardziej angażujące, lecz za to dające nam dzień w dzień poczucie sensu tego, co robimy. Nie wierzycie? To dajcie sobie w tę majówkę trochę czasu na refleksję o własnej pracy.
A gdy top 5 to wciąż mało
Jeśli komuś – jak i mnie – tych pięć książek o pracy nie wystarczy, to warto też przeczytać „Pracuj ze mną” Barbary Annis i Johna Gray’a (tak, to ten od „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”). Autorzy, którzy są znawcami relacji międzyludzkich, przebadali ponad 100 tys. pracowników i określili osiem największych problemów, które powodują napięcia w pracy między mężczyznami i kobietami. Jest m.in. o intencjach, o emocjonalności, o komunikacji i o tym, jak sobie z różnicami między płciami radzić. Nie dość, że ciekawe, to jeszcze przydaje się w praktyce.
Z chęcią poleciłabym też „Zawód. Opowieści o pracy w Polsce. To o nas” Kamila Fejfera czy „Korposzczury. Jak kultura korpo zrobiła z naszej pracy piekło” Dana Lyonsa. Ale nie do końca mogę, bo obie wciąż czekają na półce, gdy tylko znajdę wolną chwilę na lekturę. Oczywiście wolną chwilę w – skąd wiedzieliście? – pracy.
Witaj lenistwo. O sztuce i konieczności obijania się w pracy[bookLink]26649|Witaj lenistwo. O sztuce i konieczności obijania się w pracy[/bookLink]
Jak o pracy, to czemu nie przeczytać Pamiętnik księgarza[bookLink]4888689|Pamiętnik księgarza[/bookLink]. Książka w tematyce bliskiej każdemu z nas. Autor skrupulatnie notuje jak wygląda dzień , po dniu jego zawodowa przygoda z książką. Jeśli chcecie poczytać o pracy to ja polecam Urobieni. Reportaże o pracy[bookLink]4846651|Urobieni. Reportaże o pracy[/bookLink]. Zwykle bulwersujemy się wykorzystywaniem niemal niewolniczym pracowników w odległych regionach świata , a tu mamy trudne historie z naszego rodzimego podwórka . Niektóre potrafią zmrozić krew w żyłach.
Jak o pracy, to czemu nie przeczytać Pamiętnik księgarza[bookLink]4888689|Pamiętnik księgarza[/bookLink]. Książka w tematyce bliskiej każdemu z nas. Autor skrupulatnie notuje jak wygląda dzień , po dniu jego zawodowa przygoda z książką. Jeśli chcecie poczytać o pracy to ja polecam Urobieni. Reportaże o pracy[bookLink]4846651|Urobieni. Reportaże o pracy[/bookLink]. Zwykle...
Karol Marks Kapitał. Jean-Claude Juncker lubi to.
w temacie polecam: Nie hańbi[bookLink]4807055|Nie hańbi[/bookLink] oraz Urobieni. Reportaże o pracy[bookLink]4846651|Urobieni. Reportaże o pracy[/bookLink]
A ja od października już na emeryturze! Ale flagę na 1 maja zawsze wywieszam :) Pracuję jeszcze na parę godzin, ale nie mam ochoty o pracy czytać. Współczuje moim dzieciom, że muszą jeszcze się tak męczyć.
Jest jeszcze Dlaczego pracujemy[bookLink]4862264|Dlaczego pracujemy[/bookLink], mam w kolejce do czytania. Chociaż ona pewnie jest bardziej psychologiczno-socjologiczna, niż stricte o pracy. Hmmm, a z grubej rury, to może coś o Sybirakach? A jeżeli lekko i wesolo, to ostatnio dorwałam lekturę z dzieciństwa: Dziewczęta[bookLink]112508|Dziewczęta[/bookLink]
Mam na liście do przeczytania "Nomadland" i do zobaczenia film, ale czy mi się uda przeczytać i zobaczyć to się jeszcze okaże :) Na temat pracy polecam Układ okresowy[bookLink]114033|Układ okresowy[/bookLink] włoski chemik pochodzenia żydowskiego opowiedział swoją pracę, która także była jego pasją, jak i życie w czasach przed wojną i po.
Zapraszam do dyskusji.