Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Sylwia Chutnik
Katarzyna Puzyńska
Ludka Skrzydlewska
Stanisław Tym
Ilsa Madden-Mills
Marcin Okoniewski
Anthony Ryan
Elizabeth Jane Howard
Kate Quinn
Peter V. Brett
Fan fiction, czy też nasz swojsko brzmiący fanfik, oznacza w skrócie historię, która czerpie garściami z innego dzieła kultury. Najczęściej tworzoną przez amatora i publikowaną w internecie, ku radości tłumów. Niektórzy przygodę z pisaniem na tym kończą – ale są też twórcy, dla których fanfiki stały się wrotami do dalszej kariery.
Z twórczością bazującą na innych książkach mamy do czynienia od dawna (w XIX wieku powstała na przykład alternatywna wersja „Alicji w Krainie Czarów”, a wielbiciele Doyle’a masowo pisywali opowiadania o Sherlocku Holmesie), zjawisko nabrało mocy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wraz z emisją serialu „Star Trek” (fanfiki publikowano w fanowskich magazynach), ale na dobre rozgościło się w kulturze, gdy powszechny stał się dostęp do internetu. Wtedy każdy mógł opublikować na rozmaitych platformach, co chciał i kiedy chciał. Masowo więc powstawały fanfiki dotyczące popularnych dzieł kultury – między innymi serii o Harrym Potterze, „Gwiezdnych wojen”, „Zmierzchu”, „Gry o tron”, filmów ze stajni Marvela i DC, anime czy animacji Disneya.
Fan fiction może być na przykład radosną wariacją na temat danej książki czy filmu, sparowaniem bohaterów, którzy w oryginale darzą się nienawiścią, dopisaniem losów trzecioplanowej postaci, stworzeniem alternatywnego zakończenia, parodią, crossoverem, opowieścią osadzoną w danym uniwersum… Niektórzy wymyślają też historie o prawdziwych celebrytach, tworząc na przykład fikcyjne romanse z członkami One Direction, Johnnym Deppem czy Jarosławem Kaczyńskim. Panuje całkowita dowolność i można pisać, co tylko wena podpowie – internet w końcu w swym niezmierzonym bezkresie przyjmie wszystko.
Od fanfiku do książki
Fanfiki cieszą się wielką popularnością wśród czytelników, chociaż naturalnie nie sposób pominąć ich wad – zwykle nie jest to w końcu profesjonalna twórczość. Początkujący autorzy często są na bakier z ortografią i gramatyką, nie potrafią uniknąć schematów zaczerpniętych najczęściej z komedii romantycznych, bywają monotematyczni i mają skłonność do tworzenia bohaterów w stylu Mary Sue. Wiele opowiadań w odcinkach nie zostaje też skończonych, bo autor traci wenę albo po prostu musi przygotować się do klasówki z matematyki. Co istotne, nawet jeśli fanfik okaże się świetny, autor nie może sobie pozwolić na jego komercyjne wykorzystanie – prawa do postaci czy świata nie należą w końcu do niego.
Nie jest to jednak przeszkoda nie do obejścia, co udowodniła Erika Lena Mitchell aka E.L. James. Pisarka, która zdobyła popularność dzięki „Pięćdziesięciu twarzom Greya”, zaczynała od pisania pod pseudonimem Snowqueens Icedragon fanfiku „Master of the Universe” osadzonego w świecie „Zmierzchu”. Potem wystarczyło sprytnie przepisać rzecz od nowa, zmienić nieco realia, przemianować Edwarda Cullena na Christiana Greya, a Bellę Swan na Anastasię Steel – i mamy bestseller.
Fan fiction o świecie Harry’ego Pottera pisała Cassandra Clare, obecnie autorka kilku popularnych cykli fantastycznych, a jej internetowe dzieło nosiło tytuł „The Draco Trilogy” („Draco Dormiens”, „Draco Sinister” i „Draco Veritas”) i przedstawiało alternatywną wersję wydarzeń rozgrywających się po „Harrym Potterze i Czarze Ognia”. Meg Cabot, tworząca literaturę młodzieżową, napisała z kolei opowiadanie „Beru Whitesun Lars” rozgrywające się w uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Marissa Meyer, znana u nas dzięki „Sadze księżycowej”, zaczynała zaś od opowiadań o Czarodziejce z Księżyca.
Dla niektórych profesjonalnych autorów pisanie fanfików to dobra zabawa i odskocznia od poważnej pracy. Na naszym podwórku doskonałym przykładem jest Ewa Białołęcka, uznana pisarka fantasy, laureatka nagrody Zajdla i członkini Hardej Hordy. Kiedy na forum literackim Mirriel pojawiła się użytkowniczka o pseudonimie Toroj, początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z uznaną pisarką – choć jej opowiadania znacznie odbiegały poziomem od tych publikowanych przez amatorów. Białołęcka dała wyraz swej miłości do cyklu o Harrym Potterze, publikując w odcinkach „Slytherinadę” czy cykl „Kwiaty Hogwartu” („Róża Gryffindoru” opowiada o miłości Draco Malfoya do Hermiony Granger, a „Dalia Slytherinu” o Millicencie Bulstrode i Renaudzie Montague). Spod jej ręki wyszła również parodia „Gwiezdnych wojen” oraz seria o Sherlocku Holmesie.
Co na to pisarze?
Fanfiki to dla wielu twórców niezła reklama i komplement – stworzyli w końcu tak intrygujący świat, że czytelnicy nie mogą się z nim rozstać – ale są i tacy, którzy na fanowską twórczość patrzą bez zachwytu. J.K. Rowling na przykład cieszy się, że jej książki zainspirowały tyle osób, ale też wyraża obawę, że niektóre z opowiadań, tych pornograficznych lub wyjątkowo brutalnych, może trafić w ręce zbyt młodych czytelników. Fanfiki na podstawie swojej twórczości lubi też między innymi Leigh Bardugo, autorka trylogii „Cień i kość”. Stephenie Meyer ubolewała zaś, że wielu utalentowanych młodych twórców, którzy włożyli w swoje opowiadania tyle wysiłku i pasji, nie może ich później wydać – i tym samym marnują oni swój potencjał.
Z kolei George R.R. Martin nie przepada za fanfikami z „Gry o tron” i wyraził nadzieję, że po jego śmierci spadkobiercy nikomu nie zezwolą na tworzenie kontynuacji. Młodym pisarzom radził też, by wykazali się inwencją i wymyślili sobie własne postacie. Anne Rice, która napisała erotyczną wersję „Śpiącej królewny”, również nie była zadowolona, że czytelnicy umieszczają zapożyczonych od niej wampirzych bohaterów w swoich opowiadaniach – i apelowała, by zaprzestano tworzenia fanfików na podstawie jej książek, a istniejące usunięto z internetu.
Daj, aż ja dokończę…
Autorskie prawa majątkowe wygasają zwykle dopiero po siedemdziesięciu latach od śmierci artysty, ale od tego dnia – hulaj dusza, piekła nie ma. Chyba że wcześniej jakiś pisarz lub jego potomek zdecyduje się je spieniężyć dla podreperowania budżetu. I to jednak można jakoś przeskoczyć. Michael Gerber bez problemu opublikował swoją wariację na temat cyklu Rowling, zatytułowaną „Barry Trotter i bezczelna parodia”. Podobnie jak rosyjski pisarz Dmitrij A. Jemec, który wydał aż szesnaście części cyklu o Tani Grotter. Nieoficjalną kontynuację „Władcy Pierścieni” napisał Nik Pierumow, a K.J. Yeskov w „Ostatnim Władcy Pierścienia” przedstawia historię z perspektywy „tych złych”.
Charlotte Brontë zdołała jedynie rozpocząć powieść „Chcę wszystko”, a po latach Dorota Combrzyńska-Nogala dokończyła jej książkę. Jean Rhys pokusiła się o prequel do „Dziwnych losów Jane Eyre”, zatytułowany „Szerokie Morze Sargassowe”. Lin Haire-Sargeant dopisała zakończenie „Wichrowych Wzgórz” Emily Brontë, nadając mu tytuł „Powrót Heathcliffa”.
Julia Barret dopowiedziała ciąg dalszy „Dumy i uprzedzenia” („Zarozumiałość”) oraz „Rozważnej i romantycznej” („Trzecia siostra”) Jane Austen. Emma Tennant puściła wodze fantazji i stworzyła „Zakochaną Emmę” (kontynuację „Emmy”), „Pemberley” (kontynuacja „Dumy i uprzedzenia”) i „Eleonorę i Mariannę” (kontynuacja „Rozważnej i romantycznej”). Susan Hill stworzyła „Panią de Winter”, ciąg dalszy losów bohaterów „Rebeki” Daphne du Maurier. Alexandra Ripley dokończyła „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell („Scarlett”). Geraldine McCaughrean wygrała konkurs na oficjalną kontynuację książki J.M. Barriego i do księgarni trafił „Piotruś Pan w czerwieni”, a grupa autorów – pod patronatem Andrzeja Sapkowskiego – opublikowała swoje opowiadania ze świata Wiedźmina w zbiorze „Szpony i kły”.
Jaki jest wasz stosunek do fan fiction? Lubicie, czytacie… a może sami piszecie?
Ja zaczęłam przygodę z pisaniem w wieku 10 lat właśnie od fanfiku „Czarodziejki z Księżyca”. Teraz mam na koncie 9 książek i trzy kolejne wychodzą w tym roku 🙂 też nie mam nic przeciwko fanfikom.
Ja nie miałbym nic przeciwko temu, aby jakaś zdolna pisarka dopisała do mojego cyklu Aurora i Superprzyjaciele coś nowego. Pod warunkiem, że byłoby to spójne z całym cyklem, coby nie wprowadzać w głowach czytelników chaosu. Przy okazji, pozywanie fanów za takie niezależne produkcje to wstrętna praktyka niektórych korporacyi wydawniczych oraz - czasami - pojedynczych autorów. Przecież wszystko, co człowiek stworzył od początku świata, opiera się na zapożyczeniach. Trudno, aby było inaczej. Ilość naprawdę oryginalnych historii, które można opowiedzieć, czy to w powieści czy w filmie - pomimo pozornego bogactwa tematów, warunków wstępnych i okoliczności - nie jest oszałamiająco duża. Stąd mogą się nawet zdarzać niezależne, przypadkowe plagiaty. * * * Do tego, marzy mi się zmiana obecnego systemu wynagradzania autorów na coś innego, lepszego. I nie tylko autorów powieści. Oraz jednocześnie łatwiejszy dostęp czytelników do nowych treści. Przy czym nie mam tu na myśli forsownej zamiany dogorywającego prymitywnego kapitalizmu, czy rodzącego się feudalizmu cyfrowego - na coś innego, mniej agresywnego (choć byłoby to niezłym rozwiązaniem na dzisiejsze czasy, patrząc na niestabilności ekonomiczne i społeczne, jakie ów system pozornie wolnego rynku zawsze generuje w tzw. cyklach koniukturalnych przez samo swoje istnienie, zwiększając przy okazji do absurdu róźnice pomiędzy ludźmi z dołów społecznych a bogatą elitą, a czasami - po osiągnięciu umownej granicy tego, ile może znieść społeczeństwo w danym momencie - powodując zamieszki, rozpad społeczny, rewolucje czy wojny) - ale raczej zburzenie dzisiejszego systemu wartości, na podstawie którego wszystko to się kręci tak, a nie inaczej, na początek dotyczącego choćby owego systemu wynagrodzeń oraz tego, w jaki sposób autorzy w ogóle tworzą swoje książki i dlaczego piszą to, co piszą oraz za ile. Bo sytuacja, w której najwięcej do powiedzenia mają, i największe profity z książek uzyskują dystrybutorzy, a nie autorzy czy wydawnictwa - woła o pomstę do nieba. I nie chodzi mi tu bynajmniej o rynek polski, który też jest dość specyficzny, skoro nie wykształcił nawet tak przydatnej rzeczy, jak agent literacki - co w innych kulturach (np. anglosaskiej) - jest standardem. W końcu pisarz nie musi być jednocześnie dobrym sprzedawcą. Ten stan patologii (dystrybucja) tak się utrwalił, że trudno go "zdjąć", podobnie jak noszone od lat, i niezdejmowane nigdy, ubranie. * * * No ale dość narzekania. Tak sobie tylko popisałem, być może nieświadomie przenosząc część idei z moich książek do tego wątku. I być może ktoś, kiedyś to przeczyta, potem pogłębi temat, czytając coś z mojego cyklu, i w końcu wpadnie na jakiś pomysł - będąc jednocześnie władnym "coś" zmienić, bo na przykład okaże się świeżo zaprzysiężonym posłem albo CEO jakiegoś nowego startupu nie z tej ziemi... 😀 Tak... Chociaż to pewnie na razie też tylko fantastyka naukowa i sfera marzeń. Ale kto wie. Świat już tyle razy się zmieniał na lepsze... Pozdrawiam serdecznie, Lech Balcerzak
Ja nie miałbym nic przeciwko temu, aby jakaś zdolna pisarka dopisała do mojego cyklu Aurora i Superprzyjaciele coś nowego. Pod warunkiem, że byłoby to spójne z całym cyklem, coby nie wprowadzać w głowach czytelników chaosu. Przy okazji, pozywanie fanów za takie niezależne produkcje to wstrętna praktyka niektórych korporacyi wydawniczych oraz - czasami - pojedynczych...
Nadal pamiętam mój wielki wzrusz i szok, kiedy dowiedziałam się, że jedna z moich ulubionych autorek fan fiction, przywołana tutaj Toroj, w świecie rzeczywistym nazywa się Białołęcka i można kupić kilka jej książek. Jako wierna czytelniczka forum Mirriel, w którym zagrzebywałam się przed wieloma laty na caaaałe wieczory, mam nadal wielki sentyment do piszących tam autorek - wiele z nich pamiętam wciąż z nicku, czasami się zastanawiam, czy więcej spośród nich nie rozpoczęło pisarskiej kariery, bo nadawałyby się, oj tak. :)
Nadal pamiętam mój wielki wzrusz i szok, kiedy dowiedziałam się, że jedna z moich ulubionych autorek fan fiction, przywołana tutaj Toroj, w świecie rzeczywistym nazywa się Białołęcka i można kupić kilka jej książek. Jako wierna czytelniczka forum Mirriel, w którym zagrzebywałam się przed wieloma laty na caaaałe wieczory, mam nadal wielki sentyment do piszących tam autorek -...
Osobom nieprzekonanym do tego, że fanfiki to może być cokolwiek dobrego, a jednocześnie znającym język angielski i Harry’ego Pottera, polecam spróbować któryś z następujących utworów: Pet Project by Caeria Chasing the sun by Loten (polskie tłumaczenia też są dostępne w internecie, są to odpowiednio Kampania Opiekuńcza i Goniąc Słońce). Warto też wspomnieć, że zarzut z brakiem kreatywności osób tworzących fanfiki, bo nie potrafią wymyślić swojego świata przedstawionego i bohaterów, nie jest do końca trafiony - zazwyczaj tacy autorzy chcą po prostu dać upust swojej wyobraźni w kontekście swojego fandomu, ulubionych bohaterów - bo to ich pasja.
Osobom nieprzekonanym do tego, że fanfiki to może być cokolwiek dobrego, a jednocześnie znającym język angielski i Harry’ego Pottera, polecam spróbować któryś z następujących utworów: Pet Project by Caeria Chasing the sun by Loten (polskie tłumaczenia też są dostępne w internecie, są to odpowiednio Kampania Opiekuńcza i Goniąc Słońce). Warto też wspomnieć, że zarzut z...
Czytam rzadko, ale piszę na potęgę, najczęściej denialfiki (zmienione zakończenie) w ramach autoterapii :D
czy fanfictiony szkolnej 17 się liczą??
Liczą się bardziej niż Ci się wydaje, gdyż szkolnej siedemnastce przystoi wypisywać wszelkie brednie, co starszym koleżankom już nie przystoi. Albo przynajmniej nie uchodzi na sucho.
Kiedyś byłem fanem, dzisiaj już niestety nie mam na to za bardzo czasu. Myślę, że fanfiki, to dobre zmierzenie się z pisarstwem na początek, żeby się przekonać jak komu to wychodzi i czy ma do tego smykałkę. A zawsze będę na tak dla oddolnych inicjatyw kulturotwórczych, które często tworzą ciekawe środowiska, rozwijają kreatywność i promują dzieła kultury, do których się odnoszą- bo już sam fakt, że komuś chce się tworzyć własną wersję jakiegoś dzieła sugeruje, że to dzieło jest warte uwagi i czasu. Krytykuję natomiast pisarzy, którzy się na to obrażają i traktują jako plagiat- nie rozumieją samego zjawiska oraz faktu, że tak naprawdę sami strzelają sobie w kolano, ponieważ powinni brać to za komplement dla ich twórczości.
Kiedyś byłem fanem, dzisiaj już niestety nie mam na to za bardzo czasu. Myślę, że fanfiki, to dobre zmierzenie się z pisarstwem na początek, żeby się przekonać jak komu to wychodzi i czy ma do tego smykałkę. A zawsze będę na tak dla oddolnych inicjatyw kulturotwórczych, które często tworzą ciekawe środowiska, rozwijają kreatywność i promują dzieła kultury, do których się...
Nigdy się nie zastanawiałem nad tym „zjawiskiem” a faktycznie jak chodziłem do liceum mój kolega napisał coś swojego o hobbitach (było to jednak tak słabe, że nie doczytałem:). W sumie przypomina to trochę covery piosenek - czasem przebijają oryginał, choć mówi się, że pierwowzór to pierwowzór …
Chyba każdy musi od czegoś zacząć, a lepiej napisać coś niż nic. Ja jestem za fanfikami.
Zapraszam do dyskusji.