Z tej racji, że jestem do września uziemiona przy
szczeniętach, sięgam do archiwaliów. Jednym z pięknych, wartych obejrzenia miejsc, do których można dojechać z naszego gospodarstwa, jest Chełmsko Śląskie.
Jest piękny słoneczny wrześniowy dzień. Być może ostatni taki, który stwarza okazję, by zwiedzić jakieś uroczy zakątek regionu.
-Pojedźmy gdzieś-proponuję. Waham się pomiędzy Zittau a Chełmskiem Śląskim. W sierpniu w Chełmsku cyklicznie organizowany jest festyn związany z tkackimi tradycjami tej miejscowości. Ostatnimi laty zawsze coś mi wypadało w tym dniu. Tego roku polowałam na tę imprezę, ale się nie doczekałam. Nie wiem, czemu, na pewno jej nie przeoczyłam.
Droga do Zittau po ostatnich dramatycznych powodziach w okolicach Bogatyni może być nieprzyjemna. Decydujemy się więc na wycieczkę do Chełmska Śląskiego. Szybko spoglądam w internet, aby nie przegapić jakiegoś ważnego zabytku, czy informacji. Nasza ciekawość tego miejsca wzmaga się, gdy czytamy, iż do 1945 roku miało ono prawa miejskie. Po wojnie miasteczko je utraciło, zaczęło podupadać. Proces degradacji trwa po dziś dzień. Zaopatrzeni w listę kilku zabytków, ruszamy na południowy wschód regionu.
Spodziewam się zastać ogólną degrengoladę i atmosferę przypominającą tę z
Nowego Kościoła. Wita nas natomiast przeurocze malownicze miasteczko (nie przyjmuję do wiadomości, że to obecnie wieś) z kolorowym ryneczkiem i przecudnym „suto rżniętym” barokowym kościołem.
rynek
Jak to ostatnimi czasy bywa, kościół oglądamy jedynie poprzez kraty w drzwiach wejściowych. Złoszczą mnie takie momenty. Ludzie nie mają wstępu, by nacieszyć oko „kawałkiem historii”. Podczas mszy nie wolno zwiedzać kościołów, a poza tym czasem przybytki te zamyka się i okratowuje tak, żeby przypadkiem nie można było za wiele dojrzeć. Jakby nie można było posadzić kogoś i nawet za drobną kwotę udostępniać zabytkowy obiekt widzom.
barokowa rzeźba w Rynku
Chełmsko nie ma nawet obecnie statusu gminy. Jest jedną z dwudziestu wsi w powiecie kamiennogórskim, w gminie Lubawka. Nawet ze względu na swoje walory historyczne, nie jest w żaden sposób finansowo wspierane przez włodarzy. A zabytki ma imponujące, lecz cóż z tego, gdy niedługo nic już z nich nie pozostanie. Praca konserwatora zabytków na tym terenie ogranicza się do przybicia pieczątki, że dany obiekt jeszcze stoi.
Szukamy jedynego w swoim rodzaju zabytku (i jedynego takiego na świecie), słynnych szeregowych domków tkaczy zwanych „12 apostołami.” Spodziewam się, że mieści się tam jakaś galeria, sklepiki z wyrobami artystycznymi. Zastajemy... mieszkania socjalne. Tylko dwa domki są zagospodarowane zgodnie z naszymi wyobrażeniami.
12 Apostołów
W jednym z nich mieści się Izba Tkacka, w drugim cudna kawiarenka z klimatem cepelii. Te urocze, kiczowate pseudoartystyczne wyroby są tu jak najbardziej na miejscu i mocno umiejscowione w kontekście.
W obu domkach urocze osoby, żywo zainteresowane swoim miejscem zamieszkania i tradycją tego miejsca, opowiadają nam o realiach współczesnej egzystencji. Niestety, tyleż zaintersowane, co zniechęcone do działań na rzecz przywrócenia Chełmsku praw miejskich i ratowania ledwo co stojących zabytków klasy 0.
Pani w izbie rzemieślniczej oprowadza nas po pokoiku mniejszym od naszego salonu. Pokazuje warsztaty tkackie, tłumaczy, czego nie wiemy.
Nie jesteśmy zupełnie zieloni w temacie, gdyż sami mieszkamy w domu tkaczy. Dodatkowo moja rodzina również ma tradycje związane z tekstylnymi zawodami. Mój dziadek konstruował między innymi drewniane warsztaty tkackie i sam na nich pracował. Tkał z własnoręcznie wysianego i spreparowanego lnu.
Kobiety w mojej rodzinie od lat zajmują się krawiectwem i zawodami pokrewnymi, np. artystycznym cerowaniem. Nawet ja przed laty załapałam się przy mamie na rekonstrukcję zabtykowego gobelinu z jednego z londyńskich muzeów. Zachwycona ową naprawą jednocześnie płakałam, gdyż bez talentu plastycznego nie przyjęto by mnie na kierunek „konserwacja zabytków”. Matka płakała, bo praca jej się nie podobała (woli mniejsze formaty, nad którymi spędza jedynie kilka godzin), a gobelin przez kilka tygodni zajmował całą przestrzeń w pokoju jadalnym skutecznie komplikując nam życie. No bo jak tu chodzić po „starożytnym” arrasie? I tak sobie nad tym londyńskim gobelinem roniłyśmy łzy, każda z innego powodu. Liznęłam, w przerwie pomiędzy jedną słoną kroplą a drugą, trochę wiedzy z zakresu tkactwa, dlatego łatwiej było nam prowadzić konwersację z przemiłą panią. Przy okazji dowiedziałam się, że festynu nie było, gdyż burmistrz wolał zaprosić do Lubawki jakieś słodko pierdzące zespoliki niż zorganizować ciekawą imprezę z rekonstrukcją historyczną „buntu tkaczy”.
Po ciekawej i pouczającej wizycie w Izbie Tkackiej, zostajemy na następną godzinę w owym sklepiku-kawiarence. Tam wysłuchujemy od początku wszystkich bolączek tego miejsca. Do kawy dostajemy gruby album z przedwojennymi pocztówkami z Chełmska. Jesteśmy przeszczęśliwi, gdyż wprost uwielbiamy tego typu stare przedwojenne widokówki pokazujące dawny obraz rzeczywistości.
Po zażyciu podstawowej dawki kofeiny, wzmocnieni ruszamy na dwukilometrową pielgrzymkę do Kaplicy Św. Anny.
Idziemy sobie polną drogą, podziwiamy widoki. Co rusz natrafiamy na barokowe kapliczki usytuowane wzdłuż szlaku.
Dla nas owa podróż ma walory historyczne. Ale tak naprawdę dla dawnych mieszkańców, a może i dla współczesnych również, to sakralne misterium, które kończy się głównym obrzędem w kościółku na końcu szlaku.
Docierając do niesamowitego gaju, pośrodku którego mieści się kościółek, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jakieś starsze miejsce kultu. Wszystko zgadza się ze schematem. Wzniesienie położone na uboczu, przy kapliczce święte źródełko mające moc uzdrawiania. Podobno leczy choroby płuc.
Nie znajdujemy w źródłach pisanych wzmianki o przedchrześcijańskiej historii tego miejsca, ale to o niczym nie świadczy, gdyż pamięć o takich rzeczach odeszła wraz z byłymi mieszkańcami tych terenów.
Dookoła kościółka postawiono drogę krzyżową:
Zdjęcia niewykorzystane w tekście:
Tron (czyli toaleta) w domu tkacza :-)
Rzeźba buchnięta przed laty z kaplicy św. Anny. Zapewniono mnie, iż wróci na swoje miejsce.
Jeden z chełmskich zabytków pod hm... opieką konserwatora zabytków. Nietrudno zgadnąć, że stoi (na razie stoi) tak od lat wielu.
Rzeźby nagrobne (ewangelickie) przy barokowym kościele
Dom, który niegdyś należał do kompletu zwanego "7 Braci". Ostał się ino jeden :-(
Konik, którego spotkaliśmy w drodze do kapliczki.
Bardzo stara płaskorzeźba na ścianie kaplicy
Drzwi-moje ulubione motywy do fotografowania. Tu boczne drzwi do kaplicy św. Anny
Chłop zażyczył sobie zdjęcia pod krzyżem. Mówi, że do Warszawy za daleko, to musi się zadowolić tym, co znajdzie w okolicy :-)
Mieszkacie w ciekawym zakątku Polski i fajnie go pokazujecie. Jak to widać nie tylko u Was, państwowy mecenat nad zabytkami ogranicza sie często do przybicia tabliczki, że obiekt jest pod 'ochroną' prawa. Tak oto urząd państwowy firmuje swoim autorytetem systematyczną degradację, czyli 'naruszanie stanu' zabytku, mimo że tabliczka ostrzega, iż takie działanie jest wzbronione.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Massovia
Massovia- witaj, dziękuję za odwiedziny. Najbardziej boli fakt, że poruszenie i krzyk podnosi się dopiero wtedy, jak zabytki ulegną całkowitemu zniszczeniu. Mamy, w porównaniu do innych krajów, tak niewiele pozostałości po dawnych czasach, że w mojej głowie się nie mieści, jak można zostawić na pastwę losu tę ocalałą garstkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za obserwację :) Bardzo ciekawy sposób na życie. Gdybym wybierała się w te piękne rejony, wiem już gdzie będę nocować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Anna, witam i dziękuję za wizytę, jakby co, to serdecznie zapraszam :-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa relacja, oczywiście najbardziej pociąga mnie to wszystko co jest związane z wełną, przędzeniem i tkaniem.
OdpowiedzUsuńOdwiedzę Was kiedyś na pewno, może jak znów będą małe szczeniaczki. Na razie dość kiepsko u mnie z czasem. No i mój Chłop ciągle zajęty a ja, tak jak i Ty, prawem jazdy nie dysponuję.
Swoją droga - Twoje nazwanie chłopa "Chłopem" bardzo do mnie jakoś przylgnęło ;)
Bo słowo "chłop" jest swojskie, przaśne i zabawne :-) W kontekście wsi bardzo na miejscu.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Cię zainteresuje temat tkactwa, dlatego Cię zaprosiłam do przeczytania o Chełmsku. Jeśli będziesz wybierać się w te okolice, serdecznie zapraszam. :-)
W ubiegłym roku byłam w Muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze (To chyba o rzut kamieniem od Chełmska). Muzeum też mieści się w zabytkowym domu, a właściwie kamienicy usytuowanej w Rynku. Piękne miejsce i dużo eksponatów muzealnych. Przemiła Pani oprowadziła nas (jedynych zwiedzających) po całym - dużym jak na to małe miasteczko - muzeum, wyjaśniając wszystko. To co spodobało mi się najbardziej to olbrzymie, strasznie skomplikowane krosna żakardowe.
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, że cały ten rejon słynął niegdyś z przeróbki lnu.
Ciekawe, czy gdzieś jeszcze w pobliżu jest jakieś muzeum o podobnej tematyce - można by sobie zrobić objazd tematyczny.
Przejeżdżaliśmy tamtędy bladym świtem na powrocie do domu, od razu cała uliczka wydała mi się znajoma i mówię do męża: to domy tkaczy, a skąd wiesz? ktoś pisał i pokazywał, teraz wiem, że to Ty. Widziałam na pojedynczych polach łany lnu, czyżby tkactwo się odradzało? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMaria- jest tam kilkoro ludzi, którzy bardzo mocno dążą do tego, aby ich wioska była promowana i osadzona w dawnej tradycji. I chwała im za to, bo obecne władze gminy mają takie, jak nie przymierzając, u nas. Myślę, że to właśnie wiąże się z tym, aby Chełmsko Śląskie stało się wioską tematyczną i ściągało turystów. Oby im się udało, życzę im tego z całego serca.
OdpowiedzUsuńSama wioska jest cudna, mimo ogromnych zniszczeń. Ważne, żeby tych zniszczeń nie było więcej. I miejscowość zasługuje na to, aby przywrócić jej rangę miasta.
YarnAndArt- w Kamiennej Górze jest bardzo ciekawe muzeum tkactwa i starych sprzętów wiejskich. Siedziałam tam chyba ze 3 godziny :-)
OdpowiedzUsuńRiannon, ja mam do Ciebie interes ;) Pewnie czytałaś u mnie, że założyłyśmy z koleżanką bloga naszej pracowni tkaniny unikatowej. Ty masz fajne zdjęcia z Chełmska, może masz też z Kamiennej? O te zdjęcia nam chodzi właśnie, napisałybyśmy o miejscach tkackich, które warto odwiedzić. Napisałabym, że zdjęcia są Twoje, podałabym namiary na Twojego bloga (blogi). Chodzi mi o zdjecia związane z tkactwem, krosna, kołowrotki, nicielnice itd. ale też na przykład zdjecie 12 apostołów.
OdpowiedzUsuńCo Ty na to?
Bardzo dobry pomysł. Chętnie udostępnię Wam fotki. Cały nasz region związany jest z tkactwem, ja przecież mieszkam w domu przysłupowym, który jest zbudowany dla tkaczy.
OdpowiedzUsuńPiszę o tym tutaj:
http://tuskulum-riannon.blogspot.com/2010/12/nasz-dom-przysupowy.html
Jeśli uznasz, że przyda się na potrzeby Waszego bloga ten opis, to możesz go wykorzystać i podać link.
Zdjęć z muzeum w Kamiennej Górze nie mam, bo byłam tam dawno, nie prowadziłam bloga i nie miałam odruchu brania wszędzie aparatu.
Mam natomiast w domu jakąś nieokreśloną liczbę kołowrotków :-) Bardzo je lubię, choć nigdy na nich nie pracowałam. Coś mnie ciągnęło i zbierałam kiedyś kołowrotki. Wykorzystuję je jako elementy wystroju. Mogę też porobić im fotki i wrzucić na bloga.
Fajnie, ze się zgodziłaś. Rozumiem, że mogę sobie skopiować te zdjęcia które będą mi potrzebne, bezpośrednio z Twojego bloga?
OdpowiedzUsuńAleż piękny macie dom!!! Myślę, że skorzystam i też o nim napiszę, jako o miejscu życia dawnych tkaczy.
Jeśli będziesz miała jakieś "tematyczne" zdjęcia, których nie będziesz zamierzała wrzucać na bloga, to wyślij, proszę, na moj adres: [email protected] Twoje kołowrotki też się przydadzą.
Wszędzie tam, gdzie będa Twoje foty, będę zamieszczać o tym informację (że Twoje ;) ) .
W ciągu kilku dni będzie pierwsza notka.
Serdecznie dziękuję
Justyna
Możesz kopiować z bloga, ale na maila Ci też wyślę, bo jeszcze mam te fotki na dysku. Chyba nie wszystkie wykorzystałam na blogu.
OdpowiedzUsuńDobrze, będę pamiętać o tematach tkackich i podeślę na maila :-)